Postanowiłam pójść na masaż. Nie byłam przekonana do tej metody, ale chwytałam się wszystkiego. W kilku miejscach przeczytałam, że komuś masaż pomógł… Miałam nadzieję, że może zadziała również u mnie.
Poszłam na zabieg do poleconego salonu. W progu przywitała mnie uśmiechnięta, korpulentna, młoda kobieta ubrana w luźne szaty w stylu wschodnim. Porozmawiałyśmy chwilę i położyłam się na leżance.
Dotykała mojej twarzy. Masowała i naciskała tył czaszki. Na początku było to nawet przyjemne. Jednak po paru minutach zaczęło łzawić mi lewe oko, skóra piekła, twarz zaczęła drgać.
Zabieg wywołał wszystkie efekty związane z neuralgią nerwu trójdzielnego. Według masażystki to był dobry objaw, świadczył ponoć o tym, że jej dotyk wywiera na mnie wpływ. Pytanie tylko czy ten wpływ był dobry?
Pod koniec sesji masażystka zaczęła uciskać mi brzuch, twierdząc że tam jest jakiś splot “wszystkiego co ważne” w organiźmie człowieka… Ciało wykręciło mi się w bólu.
– Dość – krzyknęłam.
– Wytrzymaj jeszcze trochę – to pomoże – usłyszałam.
Wytrzymałam. Zapłaciłam i wyszłam. Było mi niedobrze. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Ucisk brzucha czułam jeszcze przez parę, kolejnych godzin. Następnego dnia nie wstałam nawet z łóżka, tak bardzo bolało…
Następna alternatywna metoda zawiodła.