Trzy dni.

Obudziłam się. Otworzyłam oczy. Promienie słońca otulały całe moje ciało ciepłym światłem. Piękny, niedzielny poranek. Idealny dzień, żeby zrobić jakąś fajną rzecz. Idealny dzień, żeby pobyć razem z bliską osobą.

Miałam takie marzenie, żeby pójść dzisiaj na jakąś wystawę ze Zbyszkiem, z Jasiem… Żebyśmy zrobili coś razem. Porozmawiali. Mieli dla siebie czas.

Jest piękny dzień, jest pomysł na ten dzień i tylko tik na twarzy wszystko psuje… Mrowienie policzka i nosa. Ból oka. Co kilka minut strzał w tył głowy… Czuję się okropnie.

Ale spróbuję. Wstanę i pójdę. Nie poddam się bólowi i nie spędzę kolejnego dnia w domu. Nie dzisiaj. Dzisiaj chcę się cieszyć każdą chwilą.

Zostały trzy dni. W nocy budziłam się co dwie, co trzy godziny. Za każdym razem miałam w sobie ten sam strach przed operacją. Staram się opanować swoje emocje, ale podczas snu nie mam kontroli nad swoją psychiką. Myśli kłębią mi się w głowie. Wewnątrz mnie trwa walka pomiędzy rozumem a psychiką, logiką a emocjami, nadzieją a strachem

Zostały trzy dni.