Od tej pory rozpoczęłam moją walkę z ciałem. Od tamtego momentu, ból zawsze pojawiał się z lewej strony. Ostry. Przeszywający. Krótki. Aż do utraty przytomności. Czasami jednak trwał dłużej… dobę, dwie doby. Codziennie z nim walczyłam. Pojawiał się nagle i tak samo nagle znikał, po kilkudziesięciu sekundach, pozostawiając spustoszenie i strach przed kolejnym atakiem.
Diagnozy…
Zaczęłam wędrówkę do różnych specjalistów. Od jednej lekarki usłyszałam raz jeszcze, że mam guza, nadającego się do szybkiej operacji. Pani neurolog pokazała mi go nawet, na rezonansie. powiesiła klisze na wyświetlaczu i wskazała na jakiś kształt. Mówiła, że to jest właśnie nowotwór. Glejak. Chciała mnie od razu wysłać do siebie, do szpitala. Wpisała termin operacji, kazała zdobyć skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu.
Guza w rzeczywistości nie miałam.