Reoperacja.

Dzisiaj umówiłam się z moim neurochirurgiem. W prywatnym gabinecie. Żeby mieć czas na zadanie pytań. Żeby on miał czas na zastanowienie i odpowiedź.
Miałam mnóstwo wątpliwości. Ostatnie tygodnie… To nie był łatwy czas. Pioruny, ból, łzy z oka, mrowienie… Wszystko to coraz bardziej stawiało pod znakiem zapytania mój powrót do zdrowia. Coraz częściej myślałam o tym, że operacja się nie udała. Tylko nie chciałam o tym głośno mówić.

Była godzina szesnasta trzydzieści trzy. Weszłam do gabinetu. Profesor M. uśmiechnął się do mnie.
– Dzień dobry. Jak Pani słyszy? Coś się poprawiło? – spytał na wstępie.
– Nie. Będę miała trwały niedosłuch. Może będzie odrobinę lepiej, ale… Cudów się nie spodziewam – odparłam.
– Bardzo mi przykro.
– Wiem. Zdarza się. Kiedy decydowałam się na operację, wiedziałam, że możliwe są komplikacje. Nawet dużo gorsze… – zamyśliłam się na chwilę – Ale dzisiaj przychodzę w innej sprawie. Od dwóch tygodni mam mocne bóle głowy. Pojawiły się pioruny. Czy to oznacza…? – nie chciałam kończyć zdania.
– Jak to wygląda? Tak jak przed operacją? – spytał.
– Właściwie tak. Na początku było dobrze. Teraz… Coraz bardziej zbliżam się do tego co było.
Lekarz spojrzał się na mnie, później jego wzrok powędrował w przestrzeń. Mijały sekundy. Długie sekundy ciszy.
– Mamy dwa rozwiązania – oświadczył – Możemy zniszczyć nerw, ale wiąże się to z możliwością paraliżu lewej strony twarzy lub reoperację.
– Mam już głuche ucho – zaczęłam mówić – wolałabym nie dokładać do tego paraliżu.
– Zatem reoperacja. Od razu? Czy chce Pani jeszcze zaczekać dwa, trzy tygodnie?
– Myśli Pan, że może jeszcze się poprawić? – spytałam bez nadziei na pozytywną odpowiedź.

Spojrzał na mnie i nie odpowiedział.

– Czyli raczej nic się nie zmieni… – podsumowałam.
– Zrobimy tak – zaczął rozkładać jakąś kartkę i zapisywać moje imię i nazwisko – Ja Panią zapiszę na operację w kwietniu. Wolnego terminu od razu i tak nie będzie. Będziemy mieli czas, żeby sprawdzić czy coś się zmieni i datę operacji, gdyby jednak nic się nie miało poprawić. Ma Pani mój numer telefonu?
– Tak – odpowiedziałam jak maszyna, przerabiając w głowie informację o powtórnej próbie operacji.
– Niech mi Pani poda swój numer – zapisywał cyfry, które mu dyktowałam – Jutro do Pani zadzwonię. Gdybym jednak nie dzwonił proszę zadzwonić do mnie. Ma Pani drugi numer telefonu?
– Nie, nie mam drugiego telefonu – spojrzałam na niego zdezorientowana. Skąd przyszedł mu do głowy taki pomysł?
– Pytałem czy ma Pani MÓJ drugi numer – powtórzył głośno.
– Właśnie tak słyszę – uśmiechnęłam się zmieszana – Ech…
— To co się z Panią stało nie jest standardowe – podsumował – Głuchota, narastający ból… Ale cóż… Tak bywa. Każdy mózg jest inny.
– Czy po drugiej operacji będę dochodzić do zdrowia mniej więcej tak samo jak teraz? – spytałam jeszcze?
– Drugi raz jest zawsze trudniejszy – odparł – Narażony na większe ryzyko.
– Rozumiem… – odparłam i nie wiem dlaczego łzy stanęły mi w oczach.
– Proszę się nie martwić. Mamy jeszcze kilka możliwości. Można jeszcze coś zrobić.
– Wiem. Staram się myśleć pozytywnie. Tylko… Trudno mi jest ostatnio – wstałam z krzesełka, pożegnałam się i wyszłam.

Za drzwiami czekał Zbyszek.
– Chodźmy stąd. Zaraz wszystko Ci opowiem – rzuciłam w przestrzeń, unikając jego wzroku, bo bałam się, że się rozpłaczę.
– Był niemiły? – zapytał – Co się stało?
– Zaraz. Zaraz wszystko Ci powiem, tylko wyjdźmy stąd.
Na zewnątrz opowiedziałam mojemu mężczyźnie, co zaproponował profesor Mandat.
Zakręciły mi się łzy. Znowu miałam przechodzić przez to samo, co sześć tygodni temu.

Najzwyczajniej, najnormalniej bałam się bólu, komplikacji, kolejnego rozczarowania…

Doszliśmy do samochodu i rozmawialiśmy dalej. Głównie mówił Zbyszek. Co powinnam robić, czego nie robić. Że następnym razem muszę jeszcze bardziej zminimalizować swoje funkcjonowanie. Że będę tylko leżeć. Że wystarczy bardziej się postarać. Że…, że milion różnych wskazówek i rad. Na końcu powiedział tylko…
– Tym razem wszystko musi być dobrze.

Może tak będzie… A może nie… – pomyślałam –  Co z naszymi planami? Co z pracą? Jak damy sobie radę finansowo? Byliśmy przygotowani na miesiąc lub dwa mojej rekonwalescencji, ale nie dłużej… Co robić?
Bałam się tego, co miało nastąpić. Z różnych stron nawarstwiały się kłopoty. Chciałam wierzyć w to, co mówił Zbyszek, ale życie nauczyło mnie kontroli nad moim optymizmem.