Jak żyć?

Od kilku dni bolało mnie raz mocniej, raz słabiej, ale bez przerwy. Dzisiaj obudziłam się rano i chciałabym dalej spać, żeby nic nie czuć. Poczułam…
Ból zębów 6, 5, 4, 3, 2…
Ból czaszki za uchem.
Ból lewego oka.
Ból nad lewym łukiem brwiowym.
Ból lewej części nosa.
Ból żuchwy.
Mrowienie.
Pieczenie.
Drętwienie.
Nie mogę mówić.
Nie mogę się uśmiechać.
Nie mogę dotknąć skóry na lewej stronie twarzy.

Chciałabym zakryć głowę kołdrą i udawać przed swoim ciałem, że mnie nie ma. W dzieciństwie chowałam się pod kołdrą i wydawało mi się wtedy, że wszystkie problemy znikają. Niestety, teraz to nie działa. Bo ból schowa się pod tę kołdrę razem ze mną. Nie opuszcza mnie przecież ani na chwilę. Gdyby mnie nie było, nie byłoby też Jego…

Jak żyć? – pytam dzisiaj cicho.

Bo to moje życie, nie jest życiem, tylko balansowaniem na cienkiej linie. Spoglądając w dół, po prawej stronie widzę prawdziwe życie, do którego nie mam dostępu. Po lewej stronie jest ból i choroba, która zawłaszczyła sobie moje życie.

– Niby żyję, ale co to za życie… – odpowiadam sama sobie.

Chciałam się nie poddawać. Ułożyłam sobie plan na najbliższe pół roku.
Punkt pierwszy – wzmocnić swój organizm po przebytych operacjach.
Punkt drugi – odżywić swoje ciało zwichrowane przez neuralgię.
Punkt trzeci – wrócić do pływania kilka razy w tygodniu.
Punkt czwarty – uporządkować sprawy, które przez ostatnie pół roku, przez „czas operacji i rekonwalescencji”, gdzieś się pogubiły…
Punkt piąty – rysować, malować, zrobić wernisaż.
Punkt szósty – pisać (co i o czym to na razie tajemnica 😉
Punkt siódmy – marzyć…

Dzisiaj, ten plan, wydaje mi się abstrakcją, której nigdy nie zrealizuję.