Punkty zaczepienia

Stoję na balkonie i patrzę w dół. Nie chcę już żyć. Czuję tylko ból. Nie mogę myśleć, funkcjonować, czuć. Opuszczają mnie najwierniejsi przyjaciele. Mój ukochany mężczyzna zamknął się w swoim świecie, godzinami gra w szachy, żeby nie uczestniczyć w życiu. Moja egzystencja ogranicza się do pracy i walki o jeden, lepszy dzień. Nie chcę już tak… Nie mam siły. Czuję się tak, jakbym umarła kilka lat temu…

Jednak nie skaczę. Znajduję powód – w tym okresie moja ukochana kotka zachorowała na złośliwy nowotwór. Codziennie trzeba opatrywać jej pooperacyjne rany. Podkładać picie i jedzenie pod pyszczek. Gładzić to szare futerko, wycieńczone chorobą i mówić jej, że będzie dobrze.

– Muszę żyć, dopóki ona żyje i mnie potrzebuje – myślałam, choć wiedziałam, że się oszukuję, że rozpaczliwie szukam powodu, żeby nie skończyć ze swoim życiem. Sensu, który byłby silniejszy niż ból.