Strach

Był słoneczny poranek. Obydwoje ze Zbyszkiem prawie nie rozmawialiśmy. Błądziłam oczami po naszym mieszkaniu, co pewien czas zatrzymując uwagę na poszczególnych elementach wystroju wnętrza. – Chciałam odsłonić tę ścianę z tynku i wydobyć cegły – myślałam, patrząc na dużą, białą powierzchnię ściany – Czy zdążę to zrobić? Miałam tyle planów, tylu rzeczy jeszcze nie zrobiłam. Przecież plan był inny, miałam wyleczyć głowę, malować, projektować ubrania, powalczyć o urodzenie dziecka, rozwijać firmę…

Wizytę u internisty miałam wyznaczoną na dwunastą. Przed wyjściem do lekarza, mój mężczyzna podszedł do mnie.
– Musisz żyć. Musisz być zdrowa. – poprosił ze łzami w oczach – Obiecaj mi to.

Milczałam. Chciałabym móc mu coś odpowiedzieć, ale wszystko mogło się stać. Wyszłam z domu. Chciałam być sama, żeby się nie rozkleić w obliczu złej diagnozy.

Pod gabinetem prawie zemdlałam.
– Nie jest tak źle. Widziała Pani wyniki? – zapytał lekarz, kiedy weszłam do środka.

Usiadłam na krześle, na przeciwko niego, szczęśliwa i zdezorientowana.

– Nie widziałam. – odparłam – Dlaczego w takim razie wyniki określono jako nieprawidłowe? – spytałam.
– Ma Pani torbiel w prawej nerce. – odpowiedział lekarz – Ale tym nie trzeba się przejmować. Dodatkowo w wątrobie uwidoczniono dwie zmiany ogniskowe, również torbiel i naczyniaka. To trzeba obserwować. Za pół roku zrobimy USG i zobaczymy czy coś się zmieniło.

To wszystko. Wyszłam z przychodni i nagle dostrzegłam słońce. Chciałam się śmiać. Życie było cudowne. Zadzwoniłam do Zbyszka.

– Odetchnij – powiedziałam – Nie mam raka.
Usłyszałam, jak mój ukochany płacze. Ten dzień był jednym z piękniejszych w moim życiu.