Mój tata jest neurobiologiem. Jest dobry w tym co robi. Ponieważ zdaje sobie dokładnie sprawę z zagrożeń, jakie niesie ze sobą operacja mózgu, ciągle stara się znaleźć inny sposób na mój ból… Namawiał mnie, żebym spróbowała metody neurofeedback’u, którą on sam bada i zajmuje się od lat.
Po zastanowieniu, pojechałam do Kajetan, do Światowego Centrum Słuchu Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu. Przyjął nas bardzo przyjemny człowiek, współpracujący z moim tatą. Porozmawialiśmy chwilę. Sesje neurofeedback’u to proces długotrwały, ale już wiadomo, że przynosi efekty w niektórych schorzeniach. Zaproponowano mi trzy różne możliwości… Pierwsza, dwutygodniowa sesja miałaby polegać na opanowaniu stresu i odprężeniu.
– Relaksacja jest potrzebna zawsze – pomyślałam – szczególnie przed zbliżającą się operacją.
Dwie pozostałe miałyby podziałać na ośrodek bólu. Pierwsza metoda jest już sprawdzona w praktyce, szczególne efekty uzyskuje się w szumach usznych. Druga jest bardziej eksperymentalna. Zgodziłam się na próbę. Nic nie tracę – pomyślałam.
Usiadłam na fotelu. Nałożono mi na głowę czepek EEG. Na razie wszystko było w porządku. Jednak za chwilę… KIedy wbito mi pierwszą igłę z lewej strony czaszki i… przenikliwy ból przeszył mi twarz. Skrzywiłam się.
– Wszystko w porządku? – usłyszałam.
– Tak. Dam radę. – odparłam, wierząc, że jakoś mi się uda.
Kolejne igły kłuły moją głowę. Niektóre nie powodowały bólu, inne wywoływały niesamowite wrażenia, znane każdemu choremu na neuralgię, przeszywający ból, pieczenie, prąd, zdrętwienie.
Zaczęło się badanie. Miałam patrzyć na obrazek, który stał przede mną, nieruchomo, w określony jeden punkt i spróbować o niczym nie myśleć.
– Jak to zrobić, kiedy coraz bardziej czuję swoją lewą połowę? – pytałam sama siebie. Włączyłam pozytywne myślenie i piąty bieg swojej psychiki.
W około trzeciej minucie badania, twarz zaczęła mi drgać i wykrzywiać się. Nerw trójdzielny zaczynał upominać się o swoje. Sesja skończyła się wreszcie. Poczułam ulgę. Pochyliłam się do przodu i ukryłam twarz w swetrze. I nagle usłyszałam:
– Teraz zamknie Pani oczy i powtórzymy to samo.
– Jak to? – podniosłam głowę – Nie wiem czy wytrzymam…
Zobaczyłam zdziwienie i współczucie na twarzy prowadzącej badanie kobiety. Patrzyła z niedowierzaniem, jak drga mi policzek i wykrzywia w grymasie pół głowy.
– Dobrze. – zdecydowałam się – Spróbujmy. Tylko szybko – dodałam z wymuszonym uśmiechem.
Trzy minuty… Trzy minuty cierpienia. Koniec. Okazało się, że wkłuwania igieł można by było uniknąć, gdybyśmy mieli dostęp do czepka grzybkowego.
– Jeśli się zdecyduję, postaram się go załatwić – powiedziałam na zakończenie.
Wróciliśmy do domu. Ból stawał się coraz dotkliwszy. Prądy przeszywające czaszkę, coraz częstsze. Twarz drętwiała i piekła. Zaczynały mnie boleć kolejne zęby. Po osiemnastej leżałam już na łóżku i błagałam o sen. Ból był nie do wytrzymania.
Nigdy więcej! – pomyślałam – Nigdy więcej nie dam się dotknąć żadną igłą, w lewą stronę głowy. Może to kolejna metoda, która nie jest dla mnie? A może spróbuję jeszcze raz, tylko w innym czepku, bez igieł… Pomyślę… Dzisiaj nie chcę żyć. Ból zżera każdą moją myśl, każde marzenie… To ON wyznacza mi granice i możliwości życia…
Neurofeedback, nazywany także neuroterapią, jest typem biofeedback wykorzystującym zapis elektroencefalogramu (EEG) w czasie rzeczywistym w celu wizualnego przedstawienia aktywności mózgu, dając możliwość jego auto-kontroli. EEG neurofeedback wykorzystuje elektrody umocowane na głowie, które mierzą fale mózgowe.
Wczesne badania wykazują, że neurofeedback może być skuteczny w przypadku wielu chorób związanych z mózgiem. Np. ADHD, agresja, niepokój, lęk, depresja, epilepsja, bezsenność, bóle głowy. – Wikipedia