Został jeden dzień.
Jutro operacja.
Dzisiaj za pięć godzin idę do szpitala i… boję się.
Wiem, co podpowiada mi rozum, ale moje emocje już dawno nie są racjonalne.
Wczoraj wieczorem Zbyszek przytulił mnie wieczorem i mówił… Przypominał mi dlaczego to robię, jak inaczej może być, że to szansa na lepsze życie dla nas… A ja? Płakałam. Strach przed bólem… Przed tym, że się nie uda… Po prostu.
Pójdę dzisiaj do szpitala.
A jutro… Będzie to, co ma być.
Postscriptum.
Godzina trzynasta. Zadzwonił mój telefon. Nie zdążyłam odebrać zajęta zbieraniem rzeczy do szpitala. Podbiegłam i spojrzałam na wyświetlacz.
– Jakiś dziwny numer – pomyślałam i oddzwoniłam.
– Słucham, klinika neurochirurgii – usłyszałam.
– Dzień dobry. – odpowiedziałam – Dzwonili do mnie Państwo przed chwilą… – zawiesiłam głos w napięciu a przez głowę przemykały mi myśli o odwołanej operacji, przesunięciu terminu…
– Jak się Pani nazywa?
– Olga Wróbel.
– Zaraz… Tak. To prawda. Dzwoniłam do Pani w celu potwierdzenia terminu jutrzejszej operacji.
– Oczywiście, potwierdzam. – wyrzuciłam z siebie i za chwilę przyszło mi do głowy jedno pytanie – Mam być u Państwa za trzy godziny, rozumiem, że nic się nie zmieniło?
– A nie… Nie dzisiaj, jutro – usłyszałam odpowiedź.
– Jak to jutro? – zdziwiłam się.
– Jutro. Dzisiaj nie mamy dla Pani łóżka. – oświadczył kobiecy głos.
– A… Rozumiem. Czyli jutro łóżko już będzie? – zapytałam lekko zakręcona przez usłyszaną właśnie informację.
– Nie, jutro też będzie kłopot, ale jakoś sobie poradzimy. Proszę być o siódmej.
– Dobrze. Oczywiście.
Odłożyłam telefon i spojrzałam na Zbyszka. Najpierw poczułam ulgę, że mam jeszcze przed sobą parę godzin w domu, wieczór, noc… Za chwilę jednak dotarła do mnie treść całej rozmowy.
– Nie mają dla mnie łóżka – oświadczyłam w przestrzeń.
Zbyszek grał w szachy. Spojrzał na mnie i spytał tylko – Jak to?
– Normalnie. Pani powiedziała, że dzisiaj nie mają łóżka. Jutro też nie będzie miejsca, ale jakoś sobie poradzą.
Spojrzeliśmy na siebie. Po chwili uśmiechnęłam się.
– Zostaję. Mamy jeszcze cały dzień i wieczór. Cieszysz się? – w głębi duszy poczułam ulgę, że to jeszcze nie teraz. Czułam się chyba jak skazaniec, któremu właśnie darowano kilka godzin życia. Choć może nie jest to najszczęśliwsze porównanie. W końcu chciałam tej operacji. Mimo tego… Uśmiechnęłam się raz jeszcze i siadłam do robienia komiksu reklamowego.