To już jutro.
Godzina 14:39. Zadzwonił telefon. Odebrałam i usłyszałam głos w słuchawce:
– Dzień dobry. Chciałabym potwierdzić jutrzejszą operację.
– Tak. Potwierdzam – odparłam szybko.
– W dokumentacji brakuje jedynie skierowania do szpitala. Rozumiem, że jutro Pani je przyniesie? – usłyszałam pytanie.
– Skierowanie? Nie mam. Nic nie wiedziałam. Profesor sam mnie wpisywał na listę…
– Bez skierowania Pani nie przyjmę.
– Jest już późno… – mówiłam powoli – Nie wiem czy tak szybko uda mi się coś załatwić… Co teraz?
– Rozumiem. Gdyby się nie udało, proszę zadzwonić do pielęgniarek i zostawić mi wiadomość. Jutro zadzwonię do Pani i ustalimy nowy termin.
– Dziękuję. Dobrze…
Odłożyłam słuchawkę i powiedziałam…
– Cholera!
Zbyszek spojrzał na mnie, ja na niego. Świat zawirował wokół mnie. Pomyślałam, że może coś, ktoś mówi mi tym samym, że nie powinnam się operować. Już drugi raz mam przekładać termin?
– To jakiś znak – powiedziałam na głos.
– Nie mów tak… – usłyszałam Zbyszka – To zabobony.
– Wiem.
Szybko ubrałam się i pobiegłam do przychodni koło domu. W rejestracji okazało się, że od lekarza będzie zależało czy przyjmie mnie poza kolejnością czy też nie… Usiadłam na krzesełku i czekałam. Kiedy jeden pacjent wychodził a drugi wchodził, wsadziłam głowę do gabinetu i zagadnęłam:
– Panie doktorze, czy przyjąłby mnie Pan dzisiaj? Nie jestem zapisana, ale… Potrzebuję tylko skierowania do szpitala od lekarza pierwszego kontaktu…
– Co Pani potrzebuje? Do jakiego szpitala? – odparł mężczyzna w średnim wieku, marszcząc brwi i lustrując mnie od góry do dołu – Nie wygląda Pani, jakby potrzebowała specjalistycznej pomocy…
– Mam neuralgię nerwu trójdzielnego i jutro zapisany termin operacji na neurochirurgii – odpowiedziałam grzecznie, przewidując kłopoty – O tym, że potrzebuję skierowania dowiedziałam się przed chwilą. Wypisze mi Pan taki dokument?
– Pani? Operacja? – lekarz podniósł głos – Nie znam Pani i nie wiem co Pani dolega. Skierowanie powinien wypisać lekarz kierujący do szpitala. Skąd ja mam wiedzieć kim Pani jest?
– Panie doktorze, w lutym przeszłam już jedną operację. Nie powiodła się… Teraz mam mieć re-operację. Mogę pokazać Panu całą dokumentację medyczną – próbowałam jeszcze przekonywać.
– Nie wypiszę nic. Musi się Pani udać do lekarza kierującego.
– Dziękuję bardzo za pomoc – odparłam z ironią w głosie i chyba zbyt mocno trzasnęłam drzwiami od gabinetu.
– Bomba! Jestem w punkcie wyjścia. Znowu nie będzie operacji. Miesiąc temu wirus, teraz to… Nie mam szczęścia. Może jednak nie powinnam robić tej drugiej mikrodekompresji? Może to jest jednak jakiś znak?
Wyszłam z przychodni. Zadzwoniłam do Zbyszka. Opowiadając mu całą historię, popłakałam się z bezsilności.
Zadzwoniłam do szpitala. W słuchawce odezwał się kobiecy głos. Przedstawiłam sprawę… miałam dzwonić, gdyby nic nie udało mi się załatwić.
– Trafiłam na mur – powiedziałam na zakończenie do pielęgniarki.
– Rozumiem – usłyszałam odpowiedź – Tak w Polsce działa służba zdrowia. Nic nowego – podsumowała pielęgniarka ku mojemu zdziwieniu – Proszę, mimo wszystko, przyjść jutro do szpitala. Może doktor wypisze sam skierowanie.
– Dobrze – odparłam.
Nie wiedziałam już czy chcę, czy nie chcę, tej operacji. Z tego wszystkiego miałam tylko mętlik w głowie. A kłopoty ze zdobyciem skierowania uruchomiły we mnie syndrom ucieczkowy.