Piąty dzień.

– Powinnam dzisiaj wyjść – pomyślałam – Nie mam siły – dodałam po chwili i przewróciłam się na drugi bok.

Ciągle było mi niedobrze. Nie byłam w stanie nic przełknąć. Dostawałam morfinę, tramal, ketonal, pyralginę, zastrzyki przeciwwymiotne, kroplówki odżywcze… wszystko na zmianę. Czułam się jak składowisko leków.

Obchód. Oddziałowa patrzyła na mnie z troską.
– Dzisiaj Pani nie wyjdzie.
– Dlaczego? – spytałam nieprzytomnie – Może jednak by się udało?
– Dzisiaj nie – usłyszałam w odpowiedzi – Może jutro.
Zasnęłam. W normalnym stanie taka informacja byłaby dla mnie druzgocząca. Nigdy nie lubiłam szpitali. Dzisiaj… Wiedziałam, że chcę wrócić do domu, ale właściwie było mi wszystko jedno.

Kiedy się obudziłam, postanowiłam wyjść przed szpital i sprawdzić swoje siły. Za oknem świeciło słońce. Było ciepłe, letnie przedpołudnie. Wstałam, założyłam buty i wytoczyłam się na korytarz. Szłam przy ścianie… W głowie mi szumiało i świat lekko się chybotał. Nie wiem jak doszłam do ławeczki przed szpitalem. Usiadłam i dotarło do mnie, że nie wiem czy wrócę. Zadzwoniłam do Zbyszka.
– Jestem na zewnątrz. Niedobrze mi. Źle się czuję. W głowie mi się kręci – wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu.
– Kochanie, ja przez Ciebie dostanę zawału serca – odpowiedział mi zdenerwowany głos – Wróć do budynku i poproś w rejestracji, żeby Ci ktoś pomógł. Dasz radę? Zrobisz to?
– Tak… Tak.
Wstałam i zaczęłam iść z powrotem. Nogi mi się plątały. Świat się kiwał, jakby chodnik był okrętem płynącym po wzburzonym morzu. Wczołgałam się do szpitala. Trzymając się ściany zaczęłam iść korytarzem. Przypomniało mi się, że gdzieś po drodze, było wejście do windy. Znalazłam je. Drzwi się otworzyły. Weszłam do środka i nacisnęłam przycisk z numerem „jeden”. Dojechałam na pierwsze piętro. Wysiadłam i poszłam przy ścianie dalej. Byłam już na oddziale.
Jeszcze kilkanaście metrów i będziesz już w swoim łóżku – powtarzałam sobie w kółko.
Dotarłam na miejsce i padłam z wycieńczenia. Zasnęłam.

Była mama. Spałam. Przyszedł Zbyszek. Spałam. Przyszedł mój brat. Spałam.