Najgorszy dzień.

Dzisiaj przeżyłam najgorszy dzień ostatnich lat mojego życia. A było to tak…

Była godzina 6:45 rano. Obudziłam, umyłam, obudziłam też Zbyszka i przed ósmą wyjechaliśmy. Na konsultację, do mojego neurochirurga. Przyjechaliśmy do szpitala. Zaparkowaliśmy samochód. Skierowaliśmy się na oddział, tak znaną już z ostatnich miesięcy drogą.

Miałam ze sobą prezent. Cztery obrazki z dziecięcymi ilustracjami, które narysowałam niedawno. Oprawione w passe partout prezentowały się całkiem fajnie. Zamysł mój był taki, żeby w trakcie pobytu chorych dzieci na oddziale, można je było zawiesić na ścianie. w salach, na których leżą. Kolorowe grafiki mogą chociaż trochę umilić pobyt w szpitalu. Dla dorosłych jest to niemiłe przeżycie a co dopiero mówić o dzieciach…? Wszystkie cztery prace przekazałam sekretarce. Mam nadzieję, że się przydadzą…

Potem usiadłam obok Zbyszka w korytarzu i czekaliśmy, w kolejce, do lekarza. Dosyć szybko znalazłam się w gabinecie i…
– Jak się Pani czuje? – usłyszałam.
– Dobra wiadomość jest taka – zaczęłam mówić – że odzyskałam słuch w 90%… – uśmiechnęłam się do Profesora M.
– To świetnie – odparł i widziałam, że się ucieszył – szczerze mówiąc, zdarzyło mi się to po raz pierwszy… Taka sytuacja.
– Zła wiadomość jest taka… – kontynuowałam –  że około trzech tygodni temu przez głowę przeszły mi dwa, słabe pioruny. Później po tygodniu uderzył już normalny, silny… A potem było ich coraz więcej, coraz częściej… Czy to oznacza… – nie chciałam kończyć, mówić na głos tego, o czym w tej chwili myślałam. Czasami lepiej jest czegoś nie wypowiadać. Wpatrywałam się w twarz mojego lekarza.
– Tak… – powiedział powoli –  Pozostały dwie możliwości. Gamma Knife oraz termolezja. W przypadku drugiej metody mamy większą kontrolę nad tym, co robimy. Gamma Knife wykonywana jest na Bródnie.
– Przez Profesora Z. – wtrąciłam.
– Owszem. Podczas tego zabiegu lekarz kieruje promienie w określony punkt i niszczy cel, w tym wypadku nerw trójdzielny. Nie do końca wiadomo jaka jest skuteczność tej metody. Tutaj, w naszym szpitalu, tego nie robimy. To co ja mogę zaoferować to zabieg termolezji. W zależności od przypadku pomaga on na dwa, trzy lata… Po tym czasie nerw odbudowuje się i wszystkie objawy wracają.

Patrzyłam na niego wielkimi oczyma i starałam się nie płakać.
Nie udało się – pomyślałam tylko – Koniec.

– Był Pan w moim mózgu, w środku – powiedziałam po chwili – Jak to tam wygląda? Czy wiadomo co powoduje ból?
– U Pani nie ma kompletnie splątanego nerwu z tętnicą. Czasami obserwujemy, że tętnica oplątuje nerw w ten sposób – mówiąc równocześnie skrzyżował ze sobą dwa palce – W Pani przypadku jest kilka czynników, które oględnie mówiąc nie są dobre. Po pierwsze nerw trójdzielny rozgałęzia się bardzo blisko pnia mózgu. Obok niego, z góry i z dołu biegną dwie tętnice. Są bardzo blisko. To właśnie pomiędzy nie a nerw włożyłem teflon. Powinno to izolować i zablokować ból. Jednak oprócz tych dwóch tętnic jest tam również naczynie żylne, które może wywoływać ból. W naszym ośrodku… Ja sam nie ingeruje w takie naczynia, ponieważ jego uszkodzenie może powodować udar pnia mózgu a w konsekwencji… – nie dokończył zdania.
– Rozumiem – odpowiedziałam – A ta termolezja, mówi Pan, że może zadziałać na dwa, trzy lata… A co potem? Można ją wykonywać w nieskończoność?
– Nie. Ten zabieg najczęściej jest stosowany u osób w wieku 70–80 lat, ponieważ w zależności od organizmu można go wykonać kilka razy. Polega na wprowadzeniu igły, przez policzek, do nerwu. Podczas wprowadzania igły pacjent zostaje uśpiony na dwie, trzy minuty. Następnie wybudza się go i dotyka nerw wprowadzoną igłą, która jest równocześnie elektrodą. Pacjent jest przytomny, wobec czego może nam powiedzieć, kiedy dotykamy chorego miejsca, kiedy czuje ból i inne objawy. To miejsce unieszkodliwiamy prądem. Dlatego efekt bólowy ustępuje. Jednak nerw odbudowuje się w ciągu dwóch, trzech lat… W miejscach, które traktujemy prądem, z czasem, pojawiają się zgrubienia, dlatego nie można wykonać tego zabiegu zbyt wiele razy.

Zaczęłam myśleć. – Zabieg – dwa lata bez bólu – zabieg – dwa lata bez bólu – zabieg… Czyli na ile ta metoda może wystarczyć? Dziesięć lat? A co dalej? Co potem?

– Jeśli się Pani zdecyduje – kontynuował profesor M. – Zapraszam w połowie lipca, wyznaczymy termin.
– Tak… Rozumiem. – wstałam, odwróciłam się i wyszłam z gabinetu.

W korytarzu czekał na mnie Zbyszek. Kiedy podeszłam i przytuliłam się do niego, łzy same popłynęły mi po twarzy.
– Co się stało? – zapytał.
– Nie udało się – powiedziałam tylko.
Zbyszek przytulił mnie mocniej i wyszliśmy. Idąc korytarzem, opowiadałam mu przebieg wizyty. Przy samochodzie zatrzymałam się i łzy popłynęły mi już ciurkiem, nie mogłam złapać tchu, nie mogłam się uspokoić.
– On nie wszystko wie. U Ciebie może być inaczej. Są inni lekarze… Inne metody – mówił mój mężczyzna, ale jego głos słyszałam jak zza ściany.

Przesiedzieliśmy w samochodzie kilka minut. Ja płakałam. Zbyszek mówił.
Mówił piękne rzeczy, jakie każdy chciałby usłyszeć, ale jedyne słowa, jakie kołatały mi się po głowie to… – Koniec nadziei.

W końcu ruszyliśmy. Pojechaliśmy jeszcze do urzędów. W jednym z nich miałam odebrać dowód. Kiedy Pani podała mi mój nowy dowód, jęknęłam. Zdjęcie zrobiłam trzy tygodnie po operacji. Miałam na nim dwie różne połówki twarzy. Jedno duże oko, drugie małe. Jeden kącik ust płaski, drugi lekko uśmiechnięty. Wyglądałam jak pokręcona. I śmieszna rzecz… Widok tego dowodu to był przysłowiowy „gwóźdź do trumny”.

Tego dnia pojechałam jeszcze do mamy. Kiedy tylko zaczęłam jej mówić o tym, czego się dzisiaj dowiedziałam, łzy same popłynęły. Siedziałam na sofie, którą pamiętam jeszcze z dzieciństwa i z którą związanych jest mnóstwo szczęśliwych chwil i płakałam. Schowałam twarz w swoich rękach i mówiłam tylko, że tego nie wytrzymam przez kolejne lata… Tego bólu, cierpienia… Szlochając, powtarzałam w kółko…

– Nie chcę tak żyć.

Mama siadła koło mnie i zaczęła pocieszać. Mówiła o terapii za granicą, o innych metodach, że na pewno są jeszcze jakieś możliwości…
– Nie mogę łykać tabletek, bo mam wszelakie objawy uboczne, zresztą to nie jest dobre rozwiązanie. Przeszłam dwie, ciężkie operacje głowy… Nie pomogły. Nie mam już siły i nie chcę…
– Coś wymyślimy – usłyszałam głos mamy.

W nocy śniło mi się, że wszyscy umarli. Wszyscy bliscy mi ludzie… przyjaciele… Zostałam całkiem sama. Ja i mój ból.