Dzisiaj jest drugi dzień nieustającego bólu. Od lat zadaję sobie pytanie czy wolę ten ciągły ból czy pioruny? I nie znalazłam jeszcze dobrej, prawdziwej odpowiedzi. Ból stały jest wycieńczający, bo trwa nieustannie. Ból pioruna jest tak silny, że życie na chwilę staje w miejscu, nie można odetchnąć, nie można wypowiedzieć ani jednego słowa, nie można…nic nie można. Wybór jest trudny, bo dotyczy wyselekcjonowania i wskazania gorszego zła. Dlatego ciągle się waham…
Ból trwa a życie wokół mnie się rozpada. Jestem coraz słabsza i mam coraz mniej siły, by spinać otaczającą mnie codzienność. Brakuje mi siły, żeby podejmować słuszne decyzje, żeby walczyć o swoje życie, żeby walczyć o swoje wartości.
Czuję, że dochodzę do momentu, w którym rzeczywistość mnie przerosła, jest ona jak napompowana bańka mydlana, która zaraz pęknie…
Do tej pory swoją siłę opierałam się na miłości. Idealizowałam ją, wierzyłam w nią…
Od tego w końcu jest chyba miłość? Jej oczami widzimy wszystko w lepszych, jaśniejszych barwach. Teraz jest czas próby…
Nadal kocham, ale czasami sama miłość nie wystarczy, żeby było dobrze… Bo życie, to nie są tylko uczucia. To proza. Nudna i trudna.
– Kim się stałam podczas choroby? Jak zmienił mnie ból? Kim jestem? – pytam sama siebie.
– Nie wiem. Wiem, że nie tak miało być… – odpowiadam sama sobie, bo ten dialog prowadzę w samotności.
Zamykam oczy i wracam myślami do marzeń z przeszłości i widzę szczęśliwą kobietę, spełnioną w pracy i zakochaną w życiu. Słyszę swój śmiech. Widzę beztroskę i wiarę w swoje siły, plany na przyszłość, okupione ciężką pracą, ale zrealizowane….
Otwieram oczy i wracam do dzisiejszego dnia. Za oknem jest szaro i szaro jest w mojej duszy.
– Życie, Twoje życie, zależy od Ciebie. To kim jesteś i w jakim punkcie życia jesteś, zależy od Ciebie – przypominam sobie słowa mojego taty – To kim będziesz, co osiągniesz, zależy od Twojej determinacji i wytrwałości. Trochę też od szczęścia, ale to czy mamy szczęście czy też nie, często zależy od nas samych. Pamiętaj, żebyś zawsze żyła w zgodzie z samą sobą i robiła to, w co wierzysz. Wtedy nie zgubisz swojej ścieżki. Wtedy dojdziesz do celu…
Teraz, w tej sekundzie, postanawiam, że zaryzykuję raz jeszcze. Sama ze sobą. Dzisiaj boli mnie zbyt mocno, bym mogła coś robić, ale mogę zastanowić się co chcę zrobić jutro, pojutrze, za tydzień… Spróbuję raz jeszcze. Tym razem opierając się tylko na sobie. Bo wpływ na to kim jestem i co robię, mam tylko ja sama, i tylko na sobie powinnam polegać. Świat, ludzie, okoliczności przyrody, miłość i ból… to sprawy zmienne, na które nie mam wpływu. Walki z bólem nie wygram, ale czy dlatego muszę zapomnieć o swoich wartościach i marzeniach?