W służbie człowiekowi…

Służba zdrowia to taka instytucja, tacy ludzie, którzy powinni służyć pomocą drugiemu człowiekowi. Tymczasem…

Umówienie wizyty do specjalisty, graniczy z cudem!

Dzwonię do przyszpitalnej poradni bólu w Warszawie, żeby umówić się na wizytę do jednego z poleconych, przez mojego neurochirurga, lekarzy. Lekarka, o którą mi chodzi, przyjmuje tylko tam. Nie ma praktyki prywatnej. Zatem dzwonię i słyszę:

Droga Pani – w słuchawce odzywa się chrapliwy i lekko zirytowany głos – miejsc nie ma… Co Pani sobie myśli?! Do Pani doktor nie można się dostać. Można próbować na początku czerwca, ale raczej miejsc nie będzie. Jak nie będzie, można w następnym miesiącu, ale raczej nic nie będzie. – słyszę znużenie w jej głosie – No chyba, że coś się znajdzie, ale to najwcześniej za parę miesięcy.
– Nie można wpisać się do kolejki wcześniej? – pytam – Tak żeby nawet za te kilka miesięcy dostać się do Pani M.?
– A co Pani sobie wyobraża? – słyszę odpowiedź – to nie Ameryka!
– Dziękuję wobec tego. Będę próbować. Do usłyszenia – żegnam się z Panią…
– Co mam robić? Jak dostać się do lekarza, skoro dla takiego szaraczka jak ja, miejsca nie ma. Nic tylko usiąść i się rozpłakać.

Na następny dzień dzwonię do mojego taty i proszę o pomoc. Ma trochę znajomych profesorów, lekarzy a przede wszystkim sam jest profesorem. Tata kontaktuje się w końcu z neurologiem, który leczył mnie na samym początku, kiedy wylądowałam, z połowicznym paraliżem, w szpitalu. W szpitalu, w którym działa, właśnie ta przychodnia. Neurolog obiecuje pomóc…

Mija kilka dni…

Mój tatuś dzwoni i mówi:

– Udało się! Ta lekarka Cię przyjmie, jakoś w przyszłym tygodniu, tylko jeszcze niewiadomo dokładnie kiedy…
– Super! Dziękuję – odpowiadam szczęśliwa i dodaję już w myślach – Co ja bym bez Ciebie zrobiła…?

W kolejnym tygodniu Pani Doktor się nie odzywa, ale cierpliwie czekam… Wierzę, że mimo wszystko wyznaczy jakiś termin wizyty.