Wielkie Rozczarowanie.

Nadszedł wreszcie ten ważny dzień. Wizyta u specjalistki od bólu, poleconej przez mojego neurochirurga, do której dostęp jest prawie niemożliwy. I tak o godzinie 13:15 zjawiłam się w poradni, na umówioną wizytę. Pomimo trudności właśnie siedziałam na krzesełku, w poczekalni, przed drzwiami gabinetu.

Zapraszam – korpulentna asystentka wyszła na korytarz i zawołała w moją stronę – Proszę wejść.
– Idę – odparłam i podniosłam się z krzesła. W poczekalni został Zbyszek – To potrwa pewnie piętnaście minut. Poczekaj – odwróciłam się jeszcze w jego kierunku, zamykając za sobą drzwi.
Proszę, proszę – usłyszałam po wejściu. Było to bardzo małe pomieszczenie. Za biurkiem siedziała dosyć duża kobieta i widać było, że „Ona tu rządzi”. Obok niej siedziało trzech studentów, ściśniętych jak „sardynki w puszce”. Wokół tego towarzystwa, pomiędzy półkami wyłożonymi olbrzymią ilością książek, papierów i czasopism, kręciła się owa asystentka. Usiadłam na krześle przed biurkiem Pani Doktor i powiedziałam:

Dzień dobry.
– Co Panią sprowadza? – zapytała moja rozmówczyni.
Mam neuralgię nerwu trójdzielnego – odpowiedziałam.
Pani nie ma neuralgii – usłyszałam.
Jak to?
– Nie ma Pani neuralgii – dobitny głos powtórzył zadziwiającą informację – Pani Doktor zaraz Pani wyjaśni.
– Co ona mówi? – pomyślałam – Przecież nie zamieniła ze mną jeszcze ani słowa…. i jest tu tylko asystentką? Pielęgniarką?

Po chwili spędzonej na wypisywaniu dokumentów i odpytywaniu z formalnych spraw, zaczęłam odpowiadać na pytania związane ze zdrowiem…

– Co Pani dolega? – tym razem pytanie padło z ust lekarki.
– Neuralgia.
– Nie ma Pani neuralgii. Co Pani dolega? Boli Panią głowa?
– Tak.
– Jak mocno? W skali od zera do dziesięciu? Gdzie dziesięć określa ból nie do wytrzymania.
– Chodzi Pani o ocenę najmocniejszego bólu? – zapadła chwila ciszy – Dwadzieścia.
– Czyli dziesięć – podsumowała i dodała w kierunku studentów – To oznacza, że ból jest „nie-do-wytrzymania”.
– Niech Pani opowie, gdzie Panią boli?
– Przede wszystkim boli nad okiem i pod okiem. Policzek. Zęby – wodziłam ręką po twarzy i pokazywałam miejsca – Bywa też, że boli ucho i miejsce za uchem. Czasami też tutaj wyżej nad skronią, po lewej stronie. Ostatnio bywa też, że często mam połowiczny paraliż i …
– Dlatego Pani nie ma neuralgii – przerwał mi głos skierowany do studentów, nie do mnie –  Dlaczego? Bo neuralgia boli na twarzy. Tylko na twarzy.
– Ale mnie boli twarz. Przede wszystkim twarz… Bolą zęby… – próbowałam zaprotestować i zwrócić na siebie uwagę.
– „Ni huja” nerw trójdzielny nie boli za uchem – zaklęła Pani Doktor, zwracając się do studentów. Chyba chciała być taka „cool” i na czasie… Według mnie nie była.
– A nie może się jakiś ból nakładać na inny? Promieniować? – próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej.
– Pani ma zmasakrowany staw żuchwowo-skroniowy. Jest często mylony z neuralgią.
– Skąd Pani wie? – wydukałam zdziwiona – Przecież nawet Pani mnie nie dotknęła. Nie obejrzała mojej szczęki – dodałam w myślach.
– Bo to najczęstszy błąd lekarzy. A ja stawiam Pani dobrą diagnozę. Proszę zobaczyć – Pani Doktor stanęła przede mną w całej swojej lekarskiej okazałości – Niech Pani weźmie swoje dwa palce i położy na kościach policzkowych. Teraz niech Pani zacznie otwierać i zamykać buzię.

Zaczęłam ruszać szczęką, choć dzisiaj akurat dokuczał mi ból i ostre pioruny. Każdy ruch powodował silniejszy atak. Lekarka złapała mnie za ręce i zaczęła nimi trząść, ruszać nimi w taki sposób, żeby palce zaczęły „jeździć” po kościach policzkowych.

Widzi Palni? Widzi Pani?! – krzyknęła – Pani szczęka tak się rusza, że palce z niej spadają – dokończyła z radością a studenci pokiwali z aprobatą głowami.

Patrzyłam na nią jak w transie i myślałam. – Jeżeli porusza się palec, to będzie się przemieszczał. To nic odkrywczego. Gdyby nim nie ruszała, stałby w miejscu. Co ona udowadnia? Dlaczego ta kobieta próbuje ze mnie zrobić głupią wariatkę? 

A teraz proszę położyć palce na moje kości policzkowe – dotknęłam jej twarzy a Ona zaczęła otwierać i zamykać buzię, jednak tym razem nie poruszała palcami – Widzi Pani? Z moich kości nic nie spada. Nic się nie zsuwa. Nic się nie rusza. Pani staw jest w masakrycznym stanie. Prawdopodobnie w ogóle nie nadaje się do użytku! Dlatego Panią boli. Mamy wobec tego diagnozę. – oświadczyła radośnie i po tej nowinie odwróciła się do studentów –  To bardzo częsty błąd. Znałam pacjentkę, która trafiła do mnie po latach leczenia i to JA ją uratowałam. Postawiłam dobrą diagnozę. Właściwą. Jedyną. Ona do tego czasu zrobiła sobie wiele krzywd. Zdążyła wyrwać prawie wszystkie zęby. No, prawie wszystkie… Głupia… – Pani Doktor spojrzała na mnie wymownie – Czego to ludzie nie wymyślą, jak nie umieją myśleć – dokończyła.
Zęby tak bolą, żę też chciałam sobie je wszystkie wyrwać i gdyby nie mój mądry dentysta… – postanowiłam obronić honor tamtej schorowanej kobiety.
Widzą Państwo co ludzie potrafią sobie zrobić? Jak się okaleczyć?! – grzmiała tubalnym głosem do studentów, kompletnie nie zwracając na mnie uwagi.
Pani nie ma neuralgii i dlatego leki do tej pory nie działały, bo nie miały prawa działać.  Pani ma zniszczony staw żuchwowy i musi Pani pójść do ortodonty, żeby zapytać czy jeszcze coś da się z tym zrobić. Dopiero po naprawieniu stawu, ból minie. Dam Pani namiary na dobrego ortodontę. Moją znajomą. Nikomu nie ufam, ale tej Pani tak… To moja znajoma. Ma Pani do niej pójść.
– Aha – odparłam lakonicznie, bo ta kobieta i tak nie słuchała, co mam do powiedzenia. Była zasłuchana sama w siebie i w swoje mądrości życiowe.
Rozumie Pani? – spojrzała na mnie –  Co Pani tak patrzy? – dodała podejrzliwie, widząc że nie reaguję uwielbieniem na jej osobę.
Z całym szacunkiem dla Pani hipotezy, ale… – zaczęłam mówić powoli, z drżeniem w głosie – Przez osiem lat mówiono mi, że mam neuralgię nerwu trójdzielnego. No, może trochę krócej, bo przez pierwsze lata walczyłam o to, by ktoś postawił w ogóle jakąkolwiek diagnozę. Walczyłam o to, żeby ktoś mnie posłuchał. Żeby udowodnić sama sobie, że nie jestem wariatką. Że nie straciłam zmysłów i nie wymyśliłam sobie nieistniejącego bólu. Potem, przez wiele lat wszyscy lekarze twierdzili, że mam neuralgię nerwu trójdzielnego a Pani… – na chwilę przerwałam – Pani teraz mi mówi, że to zupełnie coś innego. Nie wiem czy ma Pani rację czy nie, ale po tylu latach i tylu konsultacjach, trudno mi uwierzyć, że wszyscy się mylili a Pani jedna… – spojrzałam na nią, prosto w jej oczy – Nie chcę Pani urazić, ale trudno tak nagle uwierzyć… Wszyscy się pomylili oprócz Pani?
Nie ma Pani neuralgii. Niech Pani to wreszcie usłyszy. Tamci się mylili. Ja się nie mylę.

Zaległa cisza. Studenci przyglądali mi się z ciekawością. Ja patrzyłam na Panią Doktor. A Ona patrzyła, z triumfem na twarzy, na mnie.

Ma Pani jakieś badania? – zapytała lekarka, zmieniając krępującą ciszę.
Mam MRI – odpowiedziałam i podałam jej dokument.
Zabiorę go – powiedziała stanowczo.
Mogę Palni zrobić ksero, bo to oryginał dokumentu… Tego nie mogę zostawić.
– Dlaczego Pani nie przyniosła kopii?! – podniesionym głosem okazała swoje niezadowolenie – Tu nie ma ksero. – zaczęła czytać opis rezonansu – Oj, Pani mózg jest w strasznym stanie! To wszystko co się tu dzieje… To trzeba zdiagnozować. Leczyć. Może operacyjnie… – równoważniki zdań padały z jej ust jeden za drugim, jak kule z karabinu maszynowego – Proszę się udać do doktora P. z naszego oddziału.
Przypuśćmy, że ma Pani rację. – odparłam – To skąd bierze się ból zębów, bóle twarzy, nosa, policzka…? Skąd omdlenia? Dlaczego bywa, że mam połowiczny paraliż? Dlaczego nienaturalnie powiększa się moje oko? 
– To nie moja dziedzina. – Pani Doktor wyprostowała się w swoim fotelu i przybrała poważny wyraz twarzy – W tych kwestiach musi Pani pomóc dobry neurolog. Ja zajmuję się bólem. Na rezonansie widać, że ma Pani spore ubytki w mózgu, którymi trzeba się zająć. A ja nie jestem neurologiem. – powtórzyła raz jeszcze – Takie zmiany w głowie nie biorą się znikąd. 
– Chorowała Pani na coś? – zapytała mnie po chwili.
– Po urodzeniu miałam wodogłowie. Na początku lekarze nie wróżyli mi, żę przeżyję. Ale wszystko się wyrównało. Nigdy nie miałam problemów z mózgiem, pamięcią czy inteligencją…. – odparłam.
I miałam rację! Znowu! – krzyknęła moja Wszechwiedząca Pani Doktor –  nie ma „dymu bez ognia”. Nigdy, nic z niczego się nie bierze. To wszystko wynika z wodogłowia – oświadczyła NIE-neurolog z niesamowitą pewnością w głosie i dodała – Stało się to w okresie okołoporodowym. Widzicie? – popatrzyła w stronę trójki studentów, którzy potakująca nadal kiwali głowami, jak takie ptaszki o wdzięcznej nazwie, kiwaczki 😉 – Miałam rację – dokończyła, pławiąc się w samozachwycie.

Jakie leki Pani brała? – zapytała.
Amizepin, Tegretol i Gabapentynę.
Tak to kolejny argument na bark neuralgii u Pani. Leki nie działały, bo nie było neuralgii.
– Próbowała Pani jakiś innych metod?
– Miałam dwie mikrodekompresje.
– Co?! Oszalała Pani?! – popatrzyła z radością na studentów – Widzicie Państwo do czego może doprowadzić skrajna głupota? Ludzie na własne życzeni niszczą sobie mózg. Sami robią sobie krzywdę. Pani jest właśnie takim przypadkiem. Skrajnej nieodpowiedzialności. Po co chciała Pani operacji? – zwróciła się do mnie.
Powiedziano mi, że istnieje osiemdziesiąt procent szans, że wyzdrowieje… – nie wiem dlaczego, ale próbowałam się usprawiedliwić, jakbym była czemuś winna – przecież nikt specjalnie nie chce się operować… – dodałam.
Kto Pani zrobił tę krzywdę? – zapytała z ironią Pani Doktor.
Lekarz. Neurochirurg, który namówił mnie na wizytę u Pani, twierdząc, że jest Pani dobra – spojrzałam jej „prosto w oczy” – Profesor M.
Ha! Słyszeliście? Profesor! Mamy się z nim, prawda…– ironizowała z niego dłuższą chwilę a ja zastanawiałam się o co jej chodzi? Nie znoszę lekarzy, którzy żeby podbudować swoje ego, muszą obniżać wartość drugiego człowieka. Jedno wiem na pewno, że mój neurochirurg nigdy tak się nie zachował. No właśnie…
A teraz zapraszam na blokadę – wstała od biurka i zaczęła iść w kierunku drugiego pomieszczenia.
Ale… – mój głos zginął w szumie przesuwanych krzeseł. Studenci zaczęli mnie popędzać. Zrobił się rumor i zamieszanie. Pani asystentka ostatecznie wepchnęła mnie za kolejne drzwi. A ja się temu poddałam jak manekin.

Usadzono mnie na kozetce. W rękach Pani Doktor pojawiła się strzykawka. Bałam się. Wszystko działo się bardzo szybko. Trzeba przyznać, że wszystkie czynności wykonywała bardzo sprawnie. Przetarła mi skroń i po dwóch sekundach wbiła igłę. Poczułam niesamowity ból. Łzy zaczęły mi cieknąć po policzkach. Nagle poczułam, że jakaś ciecz zaczyna uciskać mi skroń.

Zaraz kończę. Czuję Pani teraz rozpierający płyn, który wlewam. To będzie 5 mililitrów.

Ból się rozprzestrzeniał. Bałam się poruszyć głową, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Poczułam wysuwanie igły i… NAGLE ZEMDLAŁAM Z BÓLU.

Obudziłam się w pozycji poziomej. Nade mną pochylały się twarze studentów. Pani Doktor zniknęła.

Pani Olgo! Pani Olgo! Słyszy mnie Pani?

Piorun przeszył moją twarz. Skuliłam się i krzyknęłam.

Co to było?  – spytał jeden student swoją koleżankę.
Atak neuralgii chyba… – odpowiedziała tamta niepewnie.
Aaaaaaa! – krzyknęłam raz jeszcze z bólu a potem jeszcze raz i jeszcze… Pioruny atakowały mnie co kilka chwil. – Co ona ze mną zrobiła? – myślałam nieprzytomnie w popłochu, próbując odzyskać równowagę i spokój.
Muszę wyjsć. Pozmywam naczynia – usłyszałam nad sobą głos studenta –  To nie na moje nerwy.

Powoli wstałam. Potem w asyście dwóch studentek przeszłam do pierwszego gabinetu, gdzie Wszechwiedząca Kobieta-Lekarz wypisywała recepty. Łypnęła na mnie spod oka, jakby trochę mniej pewna siebie.

Ma Pani koniecznie pójść do ortodonty. Słyszy Pani? Wypisuję Pani leki teraz… – pochyliła się nad biurkiem.
Chyba muszę dzisiaj odreagować – kontynuowała – Najpierw ten facet rano…Teraz ona. Strasznie jestem zmęczona. Co za dzień?!
Co ona mówi? Ona jest zmęczona? Właśnie uszkodziła mi nerw! Wszystko mnie rozbolało a ona mówi, że potrzebuje odpoczynku?! – patrzyłam z niesmakiem na lekarkę. Cały czas kuliłam się podczas uderzeń kolejnych piorunów.

Studenci wyglądali na zdezorientowanych.
Chciałam wyjść. Chciałam, żeby Zbyszek był już obok mnie.

Usiądź – powiedziała lekarka, skrobiąc cały czas na receptach i przechodząc ze mną nagle „na Ty”. Nowa metoda kontaktu z pacjentem? Kto jej na to pozwolił? Bo na pewno nie ja.
Nie dziękuję. Postoję – odparłam.
Pójdziesz do ortodonty? Szybko?
– Aha – odparłam zdawkowo a łzy nadal mi ciekły. Z bólu. Z wściekłości. Z bezradności.
Masz tu telefon. Czego ryczysz?
– Trochę boli… – zaczęłam mówić.
Boli, boli i przestanie – odparła ordynator Poradni Bólu, chwilę po interwencji, na swojej nowej pacjentce. – Nie rycz!
– Aha.
– Masz tu leki. Weź je.
– Aha.
– Tu masz teefon do mnie, tutaj, do gabinetu. Dzwoń do skutku, bo często nie odbieram. Bo robię zabieg blokady na przykład.
– Aha.
– Jak coś by się działo… Albo jak będziesz po konsultacji u ortodonty.
– Aha.
– Tu wypisz jeszcze dokumenty. Tu są zgody na zabieg, który miałaś. Twoje.
– Aha.
– Możesz wyjść na korytarz.
Aha. – powiedziałam ostatni raz i wyszłam z gabinetu. WIdząc Zbyszka rozkleiłam się znowu. Kiedy mnie zobaczył, był przerażony…
Co się stało?!
– Muszę to wypełnić a Ty zaniesiesz te dokumenty do tej baby, bo ja jej już nie chce widzieć. Zaraz Ci wszystko opowiem… – wyrzuciłam z siebie wiadomości i zaczęłam opowieść.

W gabinecie spędziłam przeszło godzinę. Głowa boli mnie teraz potwornie. Nie mogę ruszać szczęką. Wszystkie objawy neuralgii wróciły ze zdwojoną siłą. Dopiero po interwencji Pani Wszechwiedzącej Doktor dotarło do mnie, że mój neurochirurg, jednak mi pomógł. Dopiero teraz widzę, że nie zauważyłam części objawów, które po mikrodekompresjach minęły lub zmniejszyły swoje natężenie. Trzecia gałązka nerwu przestała mnie boleć. Objawy mrowienia pieczenia, palenia, ognia, osłabiły się. Nie zniknęły, ale zmniejszyły o trzydzieści, może czterdzieści procent… Przestał boleć mnie nos, który teraz boli znowu… Po operacjach pioruny przybrały na sile. To fakt. Ale wymienione objawy zmniejszyły się. Jak mogłam tego nie zauważyć? Dlaczego wydawało mi się, że mikrodekompresje nic nie zmieniły?

Blokadę od Pani Doktor dostałam w szczękę a nie w miejsca spustowe nerwu trójdzielnego. Dlatego prawdopodobnie nie pomogła a jedynie naruszyła nerw, który przebiega przez staw żuchwowo-szczękowy. Czy gdyby blokada była celowana w nerw coś by to dało? Tego nie wiem. Mam tylko nadzieję, że efekt blokady stawu minie a nerw się uspokoi… Czy tak będzie? Czas pokaże.