Retrospekcja – 02 – rezonans magnetyczny.

Był taki dzień, kiedy pojechałam na badanie rezonansem. Bałam się okropnie, ponieważ ostatnie dwa badania wprowadziły mnie w stan ogólnego dygotu. Twarz mi skakała, głowa bolała. Ogólnie przechodziłam to dosyć słabo. Dziwiłam się dlaczego, ponieważ wcześniej rezonans robiłam chyba pięć, może nawet sześć razy i nic mi nie było.

Latem był taki dzień, kiedy wybrałam się na umówioną godzinę do szpitala, żeby zrobić badanie. Zbyszek podtrzymywał mnie na duchu. Kiedy dotarliśmy na miejsce okazało się, że jest opóźnienie. Trzeba było czekać co najmniej trzy godziny, może dłużej… Poszłam do ordynatora i zasugerowałam, że może mogę przyjść innego dnia, skoro dzisiaj jest taki tłok? Umówiliśmy się na następny wtorek, w kolejnym tygodniu.

Odetchnęłam i wróciłam do domu.

Tydzień minął bardzo szybko i znowu siedziałam w samochodzie, w drodze do szpitala.

Tego dnia mocno bolała mnie głowa. Trochę się bałam, że nie dotrwam do końca badania. Dojechaliśmy na miejsce i weszliśmy do środka. Czekaliśmy w korytarzu. Bezmyślnie zaczęłam czytać porozwieszane na ścianach ogłoszenia. Nagle zobaczyłam białą kartkę A4 zawieszoną przy okienku rejestracji, na której było napisane:

„Uprzejmie prosi się pacjentów oczekujących na badanie MRI o samodzielne zaopatrzenie w stopery do uszu.”

Spojrzałam na Zbyszka a On na mnie.

Pójdę kupić stopery, spróbujemy, może pomogą – powiedział i zniknął.

Po chwili wrócił z czerwonymi, gumowymi wkrętami do uszu. Zaśmiałam się, bo wyglądały dziwacznie. Nigdy w życiu nie miałam do czynienia z takim sprzętem.

Jak to się wkłada? – zapytałam. Obydwoje oglądaliśmy z ciekawością te gumowe zatyczki.

Pani Wróbel? Zapraszam – usłyszałam po chwili i poszłam w stronę pracowni. Zbyszek przytulił mnie, jakbym szła na rzeź. To było bardzo przyjemne, choć… chyba na wyrost. Przechodziłam już gorsze rzeczy.

Mimo to, kiedy stanęłam w małej przebieralni i usłyszałam:

Proszę zdjąć wszystkie metalowe rzeczy, spinki, stanik, pasek… – powoli przestałam słyszeć głos pielęgniarki, bo ogarnęła mnie panika. Szybko jednak postawiłam się do pionu.

Nie mam nic metalowego – uśmiechnęłam się do pielęgniarki – to nie pierwszy rezonans w moim życiu. Mam za to skarpetki, ciepły sweter i… stopery do uszu! Może Pani wie jak to się zakłada? – zapytałam.

– W przyszłości niech Pani kupi trochę inne stopery. Lepsze są podobno takie zakończone kulką. A jak się je wkłada? Też nie wiem, bo nie używałam… Chyba trzeba je jakoś wcisnąć – uśmiechnęła się i poszłyśmy do pomieszczenia z aparatem.

Zaczęłam wbijać sobie czerwone, gumowe wkręty. W końcu jakoś mi się udało. Założyłam skarpetki, okryłam się swetrem i tak wyposażona położyłam na desce. Założono mi unieruchomienie głowy i uprzedzono o podaniu kontrastu. Do ręki dostałam gumową gruszkę, w razie gdyby coś się ze mną działo. Westchnęłam, zamknęłam oczy i wjechałam do magnetycznej „trumny”.

Raz, dwa, trzy… – zaczęłam odmierzać czas. Liczenie zawsze mi pomagało. Skupiam wtedy myśli na jednostajnej czynności.

Po chwili usłyszałam pierwsze stuki-puki i zaczęło się. Okazało się, że zatyczki do uszu trochę pomogają, wytłumiły dźwięki, choć nadal dochodziły one do mojej świadomości. Dwukrotnie, podczas badania, miałam lekki atak paniki, ale moje metody pomogły. Na szczęście umiem się uspokajać, odwracać kierunek myśli. Wiedziałam, że nie mogę zastanawiać się nad tym, co dzieje się w tej chwili, tylko skupiać na pojedynczej czynności, na przykład na liczeniu sekund.

W pewnym momencie do pomieszczenia weszła pielęgniarka i oznajmiła, że właśnie będzie podawać mi kontrast. Przy okazji zapytała czy wszystko ze mną w porządku, jak się czuję podczas podawania kontrastu. Akurat on nigdy na mnie nie działał. Jedyna rzecz, jaka mnie interesowała, to to ile czasu jeszcze będę tu leżeć…

Ile czasu jeszcze zostało?

Już większość badania za Panią – usłyszałam odpowiedź. Pielęgniarka wcisnęła guzik i zaczęłam wsuwać się z powrotem do mojej „trumny”.

Po jakimś czasie usłyszałam… KONIEC BADANIA i westchnęłam z ulgą.

Teraz czekam na wynik i opis rezonansu. Nie oczekuję w nim niczego odkrywczego.